11 Styczeń 2021

Szczególnie dużo informacji na temat Słowian i początków ich ekspansji w kierunku Bałkanów zawdzięczamy Prokopiuszowi z Cezarei, który zresztą był już tu wielokrotnie cytowany. Urodził się on na przełomie V/VI wieku w Cezarei Nadmorskiej w Palestynie. Po studiach humanistycznych w Cezarei i Berytos w roku 527 przeniósł się do Konstantynopola. Następne 15 lat spędził w sztabie głównego wodza Cesarstwa Bizantyjskiego Belizariusza, jako jego doradca i sekretarz, towarzysząc mu w wojnach na granicy perskiej, w Afryce i Italii. Jest on autorem szeregu dzieł, w których zawarł wiele bezcennych informacji na interesujący nas temat. Tak na przykład w De bello Gothico znajdujemy taką oto informację:
„Zatoka Meotycka wpada do Pontu Euxyńskiego. Mieszkańcy tamtejsi, przedtem Cymmerami zwani, już teraz nazywają się Utigurami. Dalsze krainy na północ zajmują nieprzeliczone narody Antów”.
Tak więc w rejonie Zatoki Meotyckiej (Morze Azowskie) mieszkać mieli bułgarscy Utigurowie, a na północ od nich siedziby zajmować miały nieprzeliczone narody Antów, którzy z kolei sąsiadować mieli ze Sklawenami. Ale wróćmy do tego, co napisał Prokopiusz z Cezarei:
„Albowiem te plemiona, Sklawinowie i Antowie, nie podlegają władzy jednego człowieka, lecz od dawna żyją w ludowładztwie i dlatego zawsze wszystkie pomyślne i niepomyślne sprawy załatwiane bywają na ogólnym zgromadzeniu. A także co tyczy się innych szczegółów te same mają, krótko mówiąc, urządzenia i obyczaje jedni i drudzy ci północni barbarzyńcy. Uważają bowiem, że jeden tylko bóg, twórca błyskawicy, jest panem całego świata i składają mu w ofierze woły i wszystkie inne zwierzęta ofiarne.
O przeznaczeniu nic nie wiedzą, ani nie przyznają mu żadnej roli w życiu ludzkim, lecz kiedy śmierć im zajrzy w oczy, czy to w chorobie, czy na wojnie, ślubują wówczas, że jeśli jej unikną, złożą bogu natychmiast ofiarę w zamian za ocalone życie, a uniknąwszy śmierci, składają ją, jak przyobiecali, i są przekonani, że kupili ocalenie za tę właśnie ofiarę. Oddają ponadto cześć rzekom, nimfom i innym jakimś duchom i składają im wszystkim ofiary, a w czasie tych ofiar czynią wróżby.
Mieszkają w nędznych chatach rozsiedleni z dala jedni od drugich, a przeważnie każdy zmienia kilkakrotnie miejsce zamieszkania. Stając do walki, na ogół pieszo idą na nieprzyjaciela, mając w ręku tarczę i dzidę, pancerza natomiast nigdy nie wdziewają. Niektórzy nie mają ani koszuli, ani płaszcza, lecz jedynie długie spodnie podkasane aż do kroku i tak stają do walki z wrogiem.
Obydwa plemiona mówią jednym językiem niesłychanie barbarzyńskim. A nawet i zewnętrznym wyglądem nie różnią się między sobą, wszyscy bowiem są rośli i niezwykle silni, a skóra ich i włosy nie są ani bardzo białe względnie płowe, ani też nie przechodzą zdecydowanie w kolor ciemny, lecz wszyscy są rudawi. Życie wiodą twarde i na najniższej stopie, jak Massageci i brudem są stale okryci tak jak oni. A przecież bynajmniej nie są niegodziwi z natury i skłonni do czynienia zła, lecz prostotą obyczajów przypominają Hunów. Także i imię mieli z dawien dawna jedno Sklawinowie i Antowie; jednych i drugich bowiem zwano dawniej Sporami, sądzę że dlatego, ponieważ rozproszeni, z dala od siebie zamieszkują swój kraj. Dlatego też mają tam u siebie wiele ziemi; po drugiej stronie Istru bowiem przeważnie oni mieszkają”.
Tymczasem zajrzyjmy do dzieła z przełomu VI/IVII wieku, którego autorstwo dawniej przypisywano bizantyjskiemu cesarzowi Maurycjuszowi, co jednak nowsze badania poddają w wątpliwość. Oto czytamy w nim:
„Terytoria Sklawenów i Antów leżą jedne za drugim, wzdłuż rzek i łączą się między sobą tak, że nie ma między nimi żadnej znaczniejszej przerwy. Mieszkają w lasach, wśród rzek, bagien, moczarów i mając rozliczne wyjścia ze swoich siedzib ze względu na mogące ich spotkać niebezpieczeństwa, wszystko, co im jest potrzebne, składają w ukryciu, nie trzymając nic zbytecznego na widoku.”
Pierwsze najazdy Antów i Sklawenów na Cesarstwo Bizantyjskie, podejmowane przeważnie wspólnie z ludami tureckimi, odnotowane zostały za panowania cesarza Justyna I, zasiadającego na tronie cesarskim w latach 518 – 527. Nasiliły się one za jego następcy – Justyniana I.
Rzućmy w tym miejscu okiem, co na ten temat pisał znany nam już Prokopiusz z Cezarei, tym razem jednak nie w De bello Gothico, ale w Historii Sekretnej (Historia arcana):
„Odkąd zaś Justynian wstąpił na tron, Hunowie, Sklaweni i Antowie niemal co rok najeżdżali Illirię i całą Trację – wszystko od Zatoki Jońskiej aż do samych przedmieść Bizancjum, wraz z Grecją i Chersonezem – i w straszliwy sposób gnębili tamtejszą ludność. Przy każdym takim zagonie ponad dwieście tysięcy Rzymian musiało, jak sądzę, stracić życie lub pójść w niewolę, w wyniku czego cały ten kraj stał się istną „scytyjską pustynią”.
W 540 roku Sklawenowie wspólnie z bułgarskimi Kutigurami dotarli aż do bram Konstantynopola. W obliczu ciągłych najazdów na rozkaz Justyniana wzniesiono system twierdz nad Dunajem, które miały chronić Cesarstwo przed barbarzyńcami.
W 549 roku Sklawenowie podjęli samodzielną wyprawę, w trakcie której spustoszyli Ilirię oraz Trację, docierając do wybrzeży Morza Egejskiego. W następnym roku „wielka liczba Sklawinów, jakiej nigdy nie było wcześniej” najechała Dalmację i Trację, przy czym po raz pierwszy pozostała w granicach Cesarstwa na zimę. Wysłane przeciw nim wiosną 551 roku wojska bizantyjskie poniosły druzgoczącą klęskę pod Adrianopolem. W 558 roku Antowie i Sklawenowie wzięli udział w wielkim najeździe Kutigurów na Bizancjum, docierając do Konstantynopola i przez Termopile wdarli się w głąb Grecji. W tym czasie liczne grupy Sklawinów poczęły osiedlać się w granicach Cesarstwa w charakterze sprzymierzeńców podejmując służbę w armii cesarskiej.
Ale przejdźmy do tego, co działo się na ziemiach polskich. Przypomnijmy sobie w szczególności to, co pisał Jordanes. Niezwykle ważna jest dla nas zwłaszcza informacja, iż siedziby Wenedów sięgały w tamtym czasie, tj. ok. połowy VI wieku, czy też raczej nieco wcześniej, górnej Wisły. Przyjrzyjmy się w związku z tym stosownym ustaleniom archeologów. Oto Michał Parczewski pisze:
„Wzorzec kultury słowiańskiej z VI – VII w. jest całkowicie odmienny od modelu typowego dla dawniejszych kultur w kręgu środkowoeuropejskim (Godłowski 1979, s. 8 – 16; Parczewski 1988b, s. 92 – 96; tam dalsza literatura). W VI w. (a być może jeszcze u schyłku V w.) ziemie Polski południowo – wschodniej znalazły się w zasięgu tzw. praskiej prowincji kulturowej, utożsamianej z kopalnymi pozostałościami Sklawinów – zachodniego odłamu Słowian w początkach wczesnego średniowiecza. Do pewnego stopnia odmienny charakter ma inny krąg znalezisk wczesnosłowiańskich, na razie słabo zdefiniowany, który obejmuje część Mazowsza, Kujawy, Wielkopolskę, część Pomorza Zach., Ziemię Lubuską i północno – zachodni skrawek Dolnego Śląska. Wielu badaczy uznaje, że już od przełomu V/VI w. funkcjonował tutaj tzw. drugi nurt kształtowania się kultury Słowian, synchroniczny z najstarszymi przejawami kultury praskiej w Małopolsce. Pogląd ten został ostatnio przez autora zakwestionowany na podstawie weryfikacji wartości źródłowej poszczególnych znalezisk archeologicznych. Aktualnie żaden z zespołów wczesnosłowiańskich w Polsce – poza klasycznymi obiektami kultury praskiej [tj. tymi z terenu Małopolski] – nie posiada należycie udokumentowanej metryki wcześniejszej niż schyłek VI w. (Parczewski 1988b, s. 97 – 105; 1989, s. 44 – 49). […] Nie budzące wątpliwości archaiczne pochówki wczesnosłowiańskie odkryto natomiast w Siemoni na pograniczu Małopolski i Górnego Śląska, w dorzeczu Przemszy (Parczewski 1988a, s. 186, tabl. LXXXI: 4, 5).”
Mamy tu więc do czynienia z zadziwiającą zgodnością danych pochodzących z wykopalisk archeologicznych z przekazem Jordanesa. W zasadzie trudno mieć więc wątpliwości co do zasięgu osadnictwa słowiańskiego na ziemiach polskich w tamtym czasie.
W kolejnych latach następujące po sobie fale ludności słowiańskiej zasiedlały dalsze tereny – dzisiejszą Słowację, Czechy i Morawy, a także pozostałe ziemie polskie oraz wschodnią część Niemiec. Osadnictwo słowiańskie nie tylko bowiem dotarło do Łaby, ale w wielu miejscach ją przekroczyło.
Ale czy istniał związek pomiędzy ekspansją Słowian a opuszczeniem przez Hreidgotów dzisiejszych ziem polskich? Zdaniem Andrzeja Kokowskiego, na obszarze najdokładniej przez niego przebadanym, tj. w Kotlinie Hrubieszowskiej, osadnictwo gockie przetrwało do drugiej dekady VI wieku, przy czym do zniszczenia go mieli przyczynić się nie Słowianie, ale Herulowie, którzy – wyparci ze swych siedzib przez Longobardów – ruszyli zewnętrznym łukiem Karpat na północ, a następnie na półnowcny-zachód, by, zwróciwszy się znów na północ, ostatecznie dotrzeć do Skandynawii.
Wedle Andrzeja Kokowskiego, Herulowie mieli zatrzymać się w tym marszu na przeciąg kilku lat na terenie powiatu tomaszowskiego (śladem ich bytności na tym terenie miałoby być cmentarzysko w Ulowie), przy czym mieli oni doprowadzić do zniszczenia nie tylko omawianej enklawy osadniczej z Kotliny Hrubieszowskiej, ale całego osadnictwa wielbarskiego na prawym brzegu Wisły.
Do mnie osobiście hipoteza ta nie przemawia. Owszem, mogę sobie wyobrazić, że w trakcie marszu Herulów przez ziemie polskie mogło dochodzić do wojen z „tubylcami”, ale trudno mi przyjąć, żeby było to wydarzeniem na taką aż skalę. Prokopiusz z Cezarei w taki oto sposób opisuje wspomnianą wędrówkę Herulów:
„Kiedy Herulowie pokonani w bitwie przez Longobardów opuścili ojczyste siedziby, część z nich, jak już wspomniałem, zamieszkała na terenie Illirii, pozostali nie chcieli się przeprawiać przez Dunaj, lecz osiedlili się na samych krańcach zamieszkanego świata. Pod wodzą wielu ludzi królewskiej krwi przemierzyli po kolei wszystkie ziemie Sklawenów, następnie przeszli przez rozległe bezludne tereny, w końcu dotarli do ludu zwanego Warnami. Potem przeszli przez tereny Danów, nie doznając żadnej krzywdy ze strony tamtejszych barbarzyńców. Ostatecznie dotarli nad Ocean i dalej pożeglowali na wyspę Thule, gdzie pozostali”.
Czyżby Prokopiusz z Cezarei nie zauważył tak wielkiej wojny, jaka, zdaniem Andrzeja Kokowskiego, miała mieć w trakcie tego marszu miejsce? Czytamy tu o przejściu przez Herulów wszystkich ziem Sklawenów (z czego płynie wniosek, iż trasa ich wędrówki – zgodnie ze świadectwem Jordanesa w kwestii rozległości siedzib tychże – biegła zewnętrznym łukiem Karpat), za którymi miały rozciągać się „rozległe bezludne tereny”. Nic o Gotach czy Gepidach. Do tego – jak wielki potencjał demograficzny i militarny mogli sobą reprezentować owi Herulowie? Nie negując faktu, że mogło gdzieś lokalnie (na przykład w Kotlinie Hrubieszowskiej) dojść do „wyrżnięcia” miejscowych Hreidgotów przez Herulów, trudno sobie wyobrazić, by właśnie to wydarzenie miało być przyczyną emigracji resztek Hreidgotów do Szwecji.
Należy dodać, że zdaniem Michała Parczewskiego owe „rozległe bezludne tereny”, do których mieli dotrzeć Herulowie, przemierzywszy „wszystkie ziemie Sklawenów”, to opuszczony przez Silingów, a nie zasiedlony jeszcze przez Słowian Śląsk, co brzmi dość przekonująco. Ale to by znaczyło, że trasa wędrówki Herulów ominęła ówczesne siedziby Gotów.
Dodam, że Andrzej Kokowski swoją hipotezę zbudował w oparciu o wyniki badań prowadzonych przez Barbarę Niezabitowską. Tymczasem sama zainteresowana pisze na ten temat w taki oto sposób:
„Być może nieco światła na ten nurtujący archeologów i historyków problem [tj. w sprawie trasy przemarszu Herulów] rzucą rozpoczynające się dopiero wykopaliska w Ulowie koło Tomaszowa Lubelskiego, na Roztoczu Środkowym. Badania wykopaliskowe dostarczyły nam jak dotąd dowodów na istnienie tam precyzyjnie rozplanowanego cmentarzyska ciałopalnego. Większość pozyskanych w trakcie badań materiałów archeologicznych datować należy na fazę C3 okresu rzymskiego. Powodem rozpoczęcia wykopalisk w Ulowie było jednak inne ważne odkrycie. Otóż poszukiwacze uzbrojenia z okresu II wojny światowej posługujący się wykrywaczami metali na terenie cmentarzyska i w bezpośredniej jego okolicy znaleźli kilkaset metalowych zabytków archeologicznych. Część z nich bezsprzecznie datować można na jakże słabo rozpoznany na terenie ziem polskich okres wędrówek ludów, a dokładniej na wiek V. Wśród tych przedmiotów jest przede wszystkim dziesięć brązowych bądź żelaznych sprzączek z pogrubioną ramą, dwa żelazne groty włóczni, siedem brązowych i żelaznych fibul, dwa brązowe języczkowate okucia końca pasa, dwa brązowe dziobowate okucia końca pasa, trzy krzesiwa oraz kolec ostrogi”.
W zasadzie trudno nawet zrozumieć, dlaczego osadnictwo z rejonu Ulowa wiązane tu jest z Herulami. Jak zauważa Barbara Niezabitowska, większość znalezionych tam przedmiotów pochodzi z okresu C3, tj. z połowy IV wieku naszej ery. Jedynie część można datować na wiek V. A przecież wędrówka Herulów miała mieć miejsce w wieku VI.
Warto w tym miejscu odnotować to, że Longobardowie, którzy byli sprawcami owej wędrówki Herulów i którzy – jak pamiętamy – na przełomie I/II wieku naszej ery zamieszkiwali okolice dolnej Łaby (choć w pewnej odległości od jej ujścia do Morza Północnego), z czasem przenieśli się na ziemie polskie (podejrzewam, iż rzecz dotyczy Ziemi Lubuskiej oraz zachodniej Wielkopolski) i dopiero stąd przenieśli się w okolice dolnego Wagu, zasiedlając kraj Rugiów. Paweł Diakon, autor dzieła o dziejach Longobardów pisze o tym:
„I wyszli stąd Longobardowie i przybyli do Golaidy, a później posiedli Anthaib i Bainaib czy to Burgundaib i jak wieść niesie wybrali sobie króla imieniem Agilmund, syna Agiona, z rodu Gugingów. A po nim panował Laiamicho z rodu Gugingów. A po nim Lethuk, który według tradycji panował lat około czterdziestu. Po nim panował Aldihok, syn Lethuka. A po nim panował Godehok. W owym czasie wyruszył z Rawenny król Odoaker, z wojskiem złożonym z Alanów i przybył do Rugilandii i napadł na Rugiów i zabił ich króla Theuvane i poprowadził do Italii wielu jeńców. Wówczas Longobardowie wyszli ze swej ziemi i zamieszkali w Rugilandii na kilka lat.”
Początkowo Longobardowie czuć się musieli na tyle niepewnie, że uznawali nad sobą zwierzchnictwo Herulów, którym płacili nawet regularny trybut. W ciągu dwudziestu lat, które upłynęły od przybycia do nowych siedzib (Longobardowie opuścili terytorium dzisiejszej Polski i udali się na południe w roku 487), umocnili się na tyle, że zdecydowali się wystąpić zbrojnie przeciwko Herulom, których to nie tylko zdołali pokonać, ale których omal doszczętnie nie wytępili. Resztki Herulów podjęły znaną nam już z opisu Prokopiusza z Cezarei wędrówkę.
Ale zostawmy Longobardów i powróćmy do Hreidgotów oraz do kultury wielbarskiej. Poważny cios musieli zadać im Bałtowie, którzy najwyraźniej wykorzystali fakt, iż część ich hufców odeszła do Kotliny Karpackiej, co musiało wpłynąć na osłabienie żywiołu gockiego w ich mateczniku, tj. w okolicach dolnej Wisły. W Prahistorii ziem polskich czytamy:
„Wszystko wskazuje na to, że obszar położony pomiędzy dolną Wisłą a Pasłęką zmienił w czasach ok. połowy V w. lub nieco później swoją przynależność kulturową i wszedł w skład zespołu zachodniobałtyskiego. Najprawdopodobniej zjawisko to związane było z przesunięciem się na zachód grup ludności sambijsko – natangijskiego odłamu kultury zachodniobałtyjskiej i zapewne asymilacją przez nie pozostałych tam potomków ludności kultury wielbarskiej. […]
Ślady rozszerzania się ku zachodowi terytorialnego zasięgu kulturowego zespołu zachodniobałtyjskiego obserwujemy w drugiej połowie V w., również na obszarach położonych dalej na południe – na terenie formującej się w tym czasie grupy olsztyńskiej, obejmującej częściowo dawne terytorium kultury wielbarskiej (J. Okulicz 1973, s. 470, 476 – 477). Grupa ta, której rozwój obejmuje, jak się wydaje, cały VI w. i przynajmniej część VII w., utrzymywała zwłaszcza w starszej fazie swojego istnienia bardzo ożywione kontakty z odległymi obszarami naddunajskimi, nadczarnomorskimi oraz zachodnim kręgiem merowińskich cmentarzysk rzędowych.”
Ostateczny koniec kultury wielbarskiej to pierwsza połowa VI wieku. Oto co na ten temat pisze Ryszard Wołągiewicz:
„Do datowania schyłku starożytnego osadnictwa na Pomorzu ważne źródło stanowią znane ze skarbów i znalezisk drobnych solidów (H. Bollnow 1935, s. 65 n.; W. Lega 1958; J. Żak 1962; A. Kunisz 1973). Napływ ich rozpoczął się emisją Walentyniana I (364 – 375) i zakończył solidami Anastazjusza (491-518). Skarby solidów wyznaczają dwa horyzonty czasowe: starszy zakończony solidami Walentyniana III (+455) i młodszy zakończony solidami Anastazjusza (+518). Ponieważ napływ solidów rozpoczął się w ciągu fazy D, należy przyjąć, że tezauryzacja była dziełem ludności grupy dębczyńskiej na wybrzeżu zachodnim i kultury wielbarskiej na wybrzeżu wschodnim oraz że końcowa data ukrycia najpóźniejszych skarbów wyznacza cezurę między starożytnym i wczesnośredniowiecznym cyklem rozwoju kulturowego na Pomorzu, przypadającą przed połową VI w. n.e.”.
Wypada w tym miejscu raz jeszcze zajrzeć do Herwararsagi, która kończy się informacją o opuszczeniu przez Hreidgotów, na czele których stał wówczas niejaki Ivar Vidfami, Hreidgotalandu i udaniu się przez nich do Szwecji:
„Długo panował Angantyr w Hreidgotalandzie. Był on bogaty i bardzo wojowniczy. Od niego wywodzi się wiele królewskich rodów. Synem jego był Heidrekr Ulfshamr, który potem długo był królem w Hreidgotalandzie. Miał on córkę, która nazywała się Hilda. Ona była matką Halfdanara sniaili, ojca Iwara Vidfadmi. Iwar Vidfadmi przyszedł ze swym wojskiem do Szwecji, jak się o tym opowiada w sadze królewskiej.”
Kiedy panował nad Hreidgotami, o ile jest on postacią historyczną, Angantyr? Kiedy i jak długo panować mógł nad nimi Heidrekr Ulfshamr? Z całą pewnością Heidrek wstąpił na tron po roku 375, jako że musiało się to stać już po zdobyciu stepów ukraińskich przez Hunów. Kiedy zmarł, Hlödr, syn jego i Sifki, był już dorosły, zaś jego córka Hervör była co najmniej nastolatką. Możemy stąd wnosić, że wojna pomiędzy Hreidgotami i Hunami, wieńcząca tekst Herwararsagi miała miejsce nie wcześniej niż na przełomie IV i V wieku.
Potomkowie Heidreka, Angantyr i Heidrekr Ulfshamr, mieli rządzić długo. Co to znaczy? Zapewne to, że każdy z nich rządził nie krócej niż kilkanaście lat (ale pewnie i nie dłużej niż lat dwadzieścia kilka). Jeśli więc przyjmiemy, że rządy ich trwały łącznie około 35 – 40 lat, to by znaczyło, że dobiegły one końca około połowy V wieku lub niewiele wcześniej.
Z przekazu Jordanesa wiemy, że na początku drugiej połowy V wieku rządził Gepidami Ardaryk. To on miał nimi dowodzić w bitwach na Polach Katalaunickich i nad rzeką Nedao. Czy Hilda, córka Heidrekra Ulfshamra, żyła za panowania Ardaryka? A czy Gjuki oraz Gunnar, których imiona przewijają się w pieśniach zgromadzonych w Eddzie Poetyckiej, to postacie historyczne? A co z Granmarem, którego synowie polec mieli w bitwie pod Frekasteinem? Czy istniał naprawdę? Są to pytania, na które trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Jeśli Gjuki i Gunnar istnieli, to winniśmy okres ich panowania lokować gdzieś pomiędzy śmiercią lub utratą władzy przez Heidrekra Ulfshamra a dojściem do władzy Ardaryka.
Tak czy inaczej, Halfdanar sniaili, syn Hildy, który to jednak najwyraźniej nie był władcą Hreidgotów, ale jednym z możnych, prawdopodobnie żył gdzieś w drugiej połowie V wieku. Jego synem był Iwar Vidfami, który udał się na czele jakiejś części Hreidgotów na emigrację do południowej Szwecji. Wydarzenie to musiałoby mieć miejsce pod koniec V stulecia, względnie na początku stulecia VI.